Kolejny, już trzeci, post z cyklu (Nie)Całkiem normalni, dwa pierwsze znajdziecie: (Nie)Całkiem normalni i (Nie)Całkiem normalni #2. Jest to tylko ułamek naszej rodzinnej codzienności, bardzo cenzuralny, nie zawsze poprawny politycznie, jak się zresztą sami na koniec przekonacie. Stąd też ten przewrotny tytuł, niby całkiem normalni, ale tak jakby inaczej ;)
***
- Kaaaasia - drze się z dołu Daniel - zobacz, jaki gwint ma
ta lampka u Igi w pokoju!!!
- Daaaaniel - tym razem drę się ja - chodziutki, taki
naprawdę mały i chudy.
- Ale taki chudy, jak ja, czy bardziej jak ty??
- Bardziej jak ja.
- Aaaaa... to ten chudszy. Takiej żarówki niestety, nie
mam!!!
Schodzę na dół, kawa już na stole.
- Cześć!!! – rzucam, tak jakby od niechcenia.
- Śniadanie? Kawki? Wody? – proponuje mąż.
- Nie.
- Kasia, wszystko w porządku, jesteś jakaś smutna, zła,
przygaszona. Stało się coś?
- Nie.
- To dlaczego nic nie mówisz, milczysz tak jakoś, jesteś
taka jakaś małomówna.
- Wszystko OK.
- O Jezu, dlaczego tak się zachowujesz, jesteś jakaś dziwna,
szykujesz jakiś dymek, aferę, jakaś mała burza?
- Nie, jest OK.
- O bosze, zaczynam się ciebie bać!!! Proszę!!! Zacznij
mówić!!!
- O raaany, zobacz – ekscytuję się białymi zębami pani z TV
– piękne są, co??
- Podobno niedrogi jest taki komplet – spokojnie odpowiada
mąż – za 15 000 zł można sobie zrobić górę i dół.
- Jedwabiście, zróbmy sobie, jak takie niedrogie.
- Ale dla nas widziałem wersję oszczędnościową. Harry z
Tybety już za 1,5 zł robi wersję z muszelek.
- Jeeeezusie, zobacz, jak ta baba zdominowała tego faceta.
On się chociaż raz odezwał? – wspólnie oglądamy jakiś program o problemach w rodzinach, czy
coś takiego.
- Mhhhm… - odpowiada Daniel – kaszlnął.
- Zobacz, zobacz – pokazuję małżonkowi zdjęcie koleżanki na
fb.
- „Spod serca kap, kap, Słonina i schab, Do tego dwa
balerony…” – rytmicznie zanucił szanowny małżonek – No co się tak patrzysz, tak
sobie nucę. Tylko.
Żadna sobota nie jest tak naprawdę wolna dla matki, żony i
kury domowej.
- Skończyłam – mówię do Daniela, po tym, jak internetowo
opłaciłam rachunki.
- Noooo… to teraz do garów!!!
Szowinistycznego popołudnia ciąg dalszy. Zrobiłam swoje, dom
lśni, przynajmniej pozornie. Siadam na kanapie, z kubkiem herbaty, zarzucam
nogi. Głośno wydmuchuję powietrze.
- A ty co??? Przerwę sobie zrobiłaś??? – niczym niezrażony
pyta mąż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz