![]() |
fot. Aneta Lewoń |
My, rodzice, uwielbiamy przyglądać się w naszych dzieciach.
Tak, dobrze przeczytaliście, przyglądać się. Sama uwielbiam patrzeć na Igę i
widzieć w niej wszystkie swoje najlepsze cechy, przymioty i zalety. Takie
patrzenia na dziecko przez pryzmat bajkowego zwierciadła, w którym jestem
przecież taka doskonała.
Oczywiście, teksty typu: „mała Kaśka”, „ona jest taka sama,
jak ty”, czy „nie musiałam pytać, od razu wiedziałam, że to twoja córka, taka
do ciebie podobna” – podsycają myślenie, że wszystko, co we mnie, no i moim
mężu (nie umniejszajmy jego roli w tym doskonałym dziele) najlepsze, skumulowało się w tych 20 kilogramach.
Najłatwiej jest przypisać wszystkie pozytywy dziecka właśnie
sobie, bo to po mnie jest mądra, bystra, inteligenta i zabawna. Przecież to
żadna tajemnica, że utożsamiamy się z tymi cechami naszego dziecka, z których
jesteśmy dumni. Ileż to razy powtórzyłam, z sobie tylko właściwą nonszalancją,
zalotnie przewracając oczami, zdanie: „Pffff… ma to po mnie!!!”. Podejrzewam,
że już nawet tego nie kontroluję.
Ja, na przykład, uwielbiam w moim dziecku, to, że nie
brakuje jej ani animuszu, ani bystrości, ani inteligencji – i serio Wam powiem,
że te cechy odziedziczyła po mnie. M. za każdym razem powtarza, że inteligencję
i złośliwość odziedziczyła po mnie, a po nim, urodę J Taki skromny ten mój mąż.
Oczywiście, nie biorę pod uwagę, tego, że jej „złe”
zachowanie, negatywne cechy, wady, są
też konsekwencją genów i spadku, jaki po mnie (po nas) dostała.
Od początku było wiadomo, że jest uparta, ale to po tacie,
zbuntowana też na pewno po nim. Charakterna, to na bank po babci. Skora do zbieractwa,
ewidentnie odziedziczyła to po prababci. Nie lubi myć zębów – wpływ ciotecznej
babci, naszej kuzynki od strony stryjka
Mariana. Mogłabym tak bez końca.
Jakoś nie brałam specjalnie tego pod uwagę, że 80% swojego
czasu, poza przedszkolem wcześniej, teraz szkołą, spędza ze mną.
A przecież nie od dziś wiadomo, że dzieci uczą się przez
naśladownictwo. I od samego początku, to my rodzice jesteśmy ich jedynym
wzorcem, na którym się skupiają. Do, mniej więcej ósmego roku życia, rodzice są
jedynym i niepodważalnym autorytetem dziecka – to mama i tata są
najcudowniejsi, najmądrzejsi, ogólnie, rodzice w tym czasie są naprawdę super. Fajne
jest to, że w tym czasie nasze dziecko nie rozpatruje naszych zachowań w
kategoriach wad i zalet, chłonie wszystko, co od nas dostaje.
Sytuacja wygląda bardzo podobnie w tę drugą stronę. Dla nas
nasze dzieci są równie cudne i niesamowite, jak my dla nich. Jednak z ogromnym
zaskoczeniem zauważyłam ostatnio, że są pewne cechy, zachowania mojego dziecka,
które mnie coraz bardziej zaczęły w niej irytować.
Ale, słuchajcie, w pewnym momencie doszłam do takiego
punktu, że te jej zachowania już nie tylko zaczęły mnie denerwować, ale,
najzwyczajniej w świecie, wkurzać, podnosić ciśnienie i ogólnie, wyprowadzać z
równowagi.
Jak to możliwe, myślę sobie, że jest taka pyskata, że to ona
zawsze musi mieć to ostatnie słowo. Tyle w niej buntu i gniewu, a ma dopiero,
niespełna, siedem lat.
- Mamo – mówię – ratuje!!! Już nie daję rady!!!
- Ale ja ci nie pomogę, byłaś identyczna. Pamiętasz to trzaskanie drzwiami, rzucanie cyrklem w nauczycielkę od matematyki, te pyskówki? Sama wiesz, jak było z tobą, dlatego to ty powinnaś wiedzieć, jak teraz się zachować w stosunku do niej. Do mnie zawsze mówiłaś, że ja cię nie rozumiem, więc, uwierz mi, droga do zrozumienia własnego dziecka, nie jest usłana różami.
No tak, chyba zabrakło mi tego dystansu do samej siebie,
straciłam świadomość swoich wad i zalet, co cholernie utrudnia relacje z
własnym, tak bardzo podobnym do mnie, dzieckiem. Jak mogę jej pomóc, skora sama
jeszcze nie pokonałam moich wewnętrznych demonów.
I mimo tych trzydziestu lat na karku, nadal jestem
zbuntowana, uparta, nie lubię podążać wytyczonym szlakiem. Więc, jak mogę
narzucić takie rozwiązanie własnemu dziecku. Jedyne, co mogę, to czuwać w
bezpiecznej odległości, podać rękę, gdy upadnie.
Dzieci uczą się od swoich rodziców zachowań wyrażania
emocji. I co najważniejsze, dzieci biorą od nas nie tylko, to co dobre. A to,
jak rodzic zobaczy siebie w swoim dziecku, zależy tylko od niego samego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz