Od dłuższego czasu nie daje mi spokoju pewna myśl. Z całą
powagą muszę stwierdzić, że bliżej jest mi do matki patologicznej, bo z idealnie
perfekcyjną, jak się okazuje, nie mam zupełni nic wspólnego.
Powiecie, że idealne matki nie istnieją. I tu się nie
zgodzę, bo im dłużej siedzę w tej blogosferze, coraz bardziej utwierdzam się w
przekonaniu, że w wirtualnym świecie są tylko i wyłącznie perfekcyjne mamy. Zresztą,
pisałam już jakiś czas temu o matkach bez skazy, Perfekcyjne dzieci, perfekcyjnych rodziców.
A teraz pobawmy się w grę społeczno-psychologiczną. Na
poniższe pytania odpowiadaj tylko: TAK lub NIE:
- Czy użyłaś/-łeś kiedykolwiek przy swoim dziecku słów powszechnie uważanych za wulgarne, obraźliwe? (W obecności dziecka, nie poruszam tu kwestii: „w stosunku do swojego dziecka”)
- Czy kiedykolwiek przy swoim dziecku wypiłaś/-łeś lamkę wina, szampana, szklankę piwa, niezobowiązującego drinka?
- Czy zapraszałaś /-eś znajomych na małą imprezkę posiadówke, domówkę, podczas której był pity alkohol, a dziecko/-i były w domu?
- Czy byłaś/-eś zapraszana/-ny do znajomych na małą imprezkę posiadówke, domówkę, podczas której był pity alkohol, a dziecko/-i były w domu?
- Czy kiedykolwiek Twoje dziecko widziało Cię z papierosem?
- Czy byłaś/-eś na imprezie masowej, np. koncerty, festiwale, zawody ze swoim dzieckiem?
- Czy byłaś/-eś kiedykolwiek ze swoim dzieckiem w restauracji po godzinie 20-tej?
- Czy włączasz swojemu dziecku kanały muzyczne, typu VIVA, MTV, ewentualnie filmiki na YT?
- Czy pozwoliłaś/-eś kiedykolwiek dziecku, by siedziało prze TV, komputerem dłużej niż przepisowe 30 minut, tylko po to, by mieć chwilę „świętego spokoju”?
Jeśli na trzy, spośród dziewięciu, pytań odpowiedziałaś/-eś
twierdząco, to znaczy, że jesteś patologicznym rodzicem!!!
A jeśli, tak jak ja, odpowiedziałeś twierdząco na wszystkie
pytania (oprócz 8., ale M. pozwala jej od czasu do czasu obejrzeć coś na YT,
więc zaliczam i ten punkt), to jesteś RODZICEM PATOLOGICZNYM LEVEL MASTER!!!
Jak się okazuje, są to największe grzechy współczesnych rodziców.
Takie, które spychają nas do podkategorii, do worka z napisem: „okropni
starzy”.
Nie raz, nie dwa, zdarzyło mi się bluznąć, ale tak naprawdę
siarczyście (szczególnie, gdy, jakiś „palant”, zajedzie mi drogę, albo „debil”,
który hamuje w ostatniej chwili i skręca, bez kierunkowskazu) przy Idze. Wiem,
że jako polonistka, powinnam dbać o kulturę języka. Ale są sytuacje, których
nie przeskoczę, oczywiście, że nie jestem z tego powodu dumna, ale bywam, niestety, bardzo impusywna.
To, co teraz Wam wyjawię, kwalifikuje mnie i M. do
najgorszego gatunku rodziców. Choć w założeniu jesteśmy normalną, zdrową
rodziną. Umownie wykształceni, ani biedni, ani bogaci, starcza nam od
pierwszego do pierwszego. Jednym słowem, średnia klasa społeczna. Albo raczej,
lemingi. Od czasu do czasu, odwiedzają nas znajomi. Niejednokrotnie
spontanicznie, bez uprzedzenia. Iga uwielbia, takie wizyty. Z reguły towarzyszy
nam, jeśli akurat ludzie, którzy nas odwiedzili, są bezdzietni. Biega, śmieje
się, dyskutuje z dorosłymi. Najważniejsze, bezkarnie ogląda TV. Ile to razy
zdarzyło się, że zasnęła na kanapie, bez kąpieli. Szok!! Jak tak można,
chciałoby się krzyknąć!!!
Albo grille, ogniska, gdzie każdy zaproszony przychodzi z
dzieckiem i koszykiem. Wypełnionym nie tylko kiełbasą i karkówką, ale też piwem
czy winem. Lubię takie spotkania, dzieci biegają, w brudnej ręce przypalona na
grillu kiełbasa, na umorsanej gębie, uśmiech od ucha do ucha. A rodzice?? Każdy
wie, jak wygląda scenariusz takich spotkań, prawda?
A wesele?? To dopiero patologia w czystej postaci!!! Morze
alkoholu, pełno pijany, często rubasznych dorosłych, którzy swój taniec życia odstawiają w pełnym amoku i z zacięciem Johna Travolty, chwiejąc się na nogach, obmacują partnerkę stryjecznego brata od strony ciotecznej babki kuzyna panny młodej. Albo wujek Zdzisiek, który po paru głębszych,
zaczyna melorecytację ludowych przyśpiewek, w których Karolina zamiast do
Gogolina, poszła za stodołę srać. Boże, właśnie uświadomiłam sobie, że nie
zasłaniałam wówczas dziecku uszu. Jestem najokropniejszą matką pod słońcem. Raz
jeden, choć dziecko nie miało jeszcze nawet skończonych pięciu lat, pozwoliłam
jej pójść spać, tzn. paść na hotelowe łóżko, grubo po dwunastej. A może tylko nasze,
mazurskie wesela są takie patologiczne?
Tak mi jeszcze na myśl przyszły koncerty? Niedawno, razem z
M. planowaliśmy pojechać na koncert Kultu. Kazika Staszewskiego oboje kochamy
miłością ogromną i prawdziwą, szczerze, to właśnie muzyka Kazika nas połączyła.
Dlatego oboje pragniemy, aby Iga też pokochała tego bezkompromisowego muzyka.
Niestety, plany nam się pokrzyżowały i z przykrością musieliśmy zrezygnować.
Czy to, że wzięlibyśmy sześcioletnie dziecko na koncert, z totalnie punkrockową
atmosferą, gdzie ludzie nie tańczą, ale pogują, gdzie piją, palą i zajebiście
się bawią, czyni z nas złych rodziców? Co gorsze, nie wahałabym się zabrać jej
na koncert Pidżamy Porno, Hey’a, czy Luxtorpedy!!! A nawet Marii Peszek!!!
Dlaczego to wszystko piszę? Ponieważ wrzuciłam na fp
notatkę, w której dałam upust swojemu zbulwersowaniu, ponieważ właścicielka lokalu nie
wyraziła zgody, abyśmy na Stand Up pewnego znanego kabareciarza przyszli razem
z dzieckiem!!! Oczywiście, zarzucono mi, że nie wiem, co to za forma wyrazu
artystycznego, ten przeklęty standup’ing. Dodatkowo, założono, że nie mam pojęcia, iż na standup’ie przeklinają, improwizują, nie używają cenzury. A czy
w życiu prywatnym używamy cenzury? Skoro nie przeklinają rodzice, to nie oznacza, że dziecko nigdy nie spotka się z tymi zakazanymi słowami.
Czy naprawdę nie miały miejsca nigdy w
Waszym życiu powyższe sytuacje? Czy naprawdę tylko, jak myślę, jak patologiczna
matka? Czy tylko ja narażam w ten sposób swoje dziecko na niebezpieczeństwo? Czy naprawdę sześcioletnie dziecko może być zabierane przez rodziców do kina na bajkę, ewentualnie do sali zabaw? Inne miejsca, naprawdę, stanowią zagrożenia?
To teraz mam pytanie. Gdybym chciała zabrać moje dziecko do muzeum sztuki współczesnej (celowe użycie małych liter, oznacza nazwę przykładową, nie własną), gdzie przeróżne przedmioty domowego, i nie tylko, użytku, stanowią inspirację dla artystów, byłabym złą matką? Przecież nie jestem pewna, czy do instalacji będącej wyrazem artystycznej niepewności i buntu przeciwko ogólnemu zniechęceniu społeczeństwa, artysta nie użyje 357 wibratorów ułożonych w kształt waginy. I co wtedy???
To teraz mam pytanie. Gdybym chciała zabrać moje dziecko do muzeum sztuki współczesnej (celowe użycie małych liter, oznacza nazwę przykładową, nie własną), gdzie przeróżne przedmioty domowego, i nie tylko, użytku, stanowią inspirację dla artystów, byłabym złą matką? Przecież nie jestem pewna, czy do instalacji będącej wyrazem artystycznej niepewności i buntu przeciwko ogólnemu zniechęceniu społeczeństwa, artysta nie użyje 357 wibratorów ułożonych w kształt waginy. I co wtedy???
I teraz, proszę, wytłumaczcie mi, czym różni się ten występ
kabareciarza od wesela kuzynki, od koncertu znanego punkrockowca, czy zwykłej
domówki??? Wszędzie jest alkohol, wszędzie są rozbawieni dorośli ludzie, którzy
palą pety, przeklinają i dobrze się bawią!!! Oczywiście nie generalizuję, że na
każdej imprezie alkohol musi lać się szerokim strumieniem, a wszyscy goście,
niczym bywalcy najlepszych melin, zamiast przecinka używają przysłowiowej
kurwy. No nie, ale ile razy ktoś przy stole opowiedział historię z „pikanterią”
w tle, w tej samej chwili dziecko wbiegło do pokoju, a Ty przez kilka następnych dni mysiałaś/-eś pokrętnie tłumaczyć, co to
jest to nieszczęsne „walenie konia”.
Ok, być może dziecko nudziło by się na takiej imprezie, ale
mieliśmy iść ze znajomymi, którzy przyszliby z dzieckiem, w podobnym do Igi
wieku. Wiec zajęliby się sobą, ja
miałabym ją na oku. Tak naprawdę mieliśmy w planach tylko występ i powrót do
domu, czyli after party ominęło by nas, szerokim łukiem!!!
I na koniec, tak sobie pomyślałam o imieninach u babci, urodzinach dziadka, świętach okolicznościowych, a nawet kalendarzowych. W Boże Narodzenie
lubimy sobie wypić lampkę wina u mojej mamy, koniaczek czy whisky. Tak samo po
śniadaniu Wielkanocnym. Nie uwalamy się do nieprzytomności, jednak pijemy
alkohol w obecności dzieci. Z moich obserwacji, nie tylko my. Może to jeszcze nie jest tradycja narodowa, na pewno nie powód do dumy, ale taka jest prawda.
Proszę, powiedzcie mi, że nie jesteśmy odosobnieni, że Wam
również nie po drodze z perfekcjonizmem. Bo, szczególnie, gdy widzę, te cudne
dzieci, ubrane w białe spodenki i tiulowe spódnice, na tle idealnie białych
ścian, to mam gęsią skórkę. I coraz większego, macierzyńskiego doła!!! Kiedy matki wyrażają swoje ogromne wzburzenie zachowanie, wydawać by się mogło, zupełnie zwyczajnym. Może
tylko my obracamy się na marginesie życia społecznego, mamy
nieresocjalizowanych przyjaciół, patologiczną rodzinę?
Na zakończenie, pewna historia „z trupem w tle”. Ogólnie,
mrożąca w żyłach, jeśli macie słabe nerwy, nie czytajcie. Jest ona jedynie
uzupełnieniem, choć niekoniecznym, tekstu.
Pewna duża firma zatrudniła na całkiem prestiżowym
stanowisku (umówmy się) Pana X, człowieka miłego, sympatycznego, otwartego na
kontakty z nowymi współpracownikami. W związku z nową sytuacją w swoim życiu,
razem z żoną, postanowili wydać małe przyjęcie z tej okazji. Zaprosili na nie
Pana Y, nowego kolegę z pracy wraz z partnerką. Mała impreza, ale jednak,
jakieś winko panie, whisky panowie. W swoim pokoju spokojnie bawią się dzieci
właścicieli. Impreza się rozkręciła, miła atmosfera. Ogólnie miło i przyjaźnie,
jednak nadszedł czas pożegnania. I wiecie, co zrobił Pan Y??? Usiądźcie, jeśli
stoicie!!! Po wyjściu od Pana X zadzwonił na policję i zakomunikował, że w domu
Pana X pod opieką obojga pijanych rodziców przebywa dwójka dzieci!!!
Nie potrafię skomentować!!! Skurwysyństwo czy
troska o dobro dziecka? A może zazdrość o stanowisko? Zdecydujcie sami!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz