Plotka, ploteczka, plotunia – no która z nas ich nie lubi???
Ja uwielbiam, szczególnie, gdy dzwoni do mnie, któraś z koleżanek i obwieszcza:
„Usiądź albo nie, lepiej połóż się, bo jak ci coś powiem, to spadniesz z
krzesła!!!”
Lubię sobie poplotkować, wygadać się, posłuchać nowinek i
wszelkich newsów. Lubię wiedzieć, co u kogo. Kto z kim i za ile.
Lubię wiedzieć,
że cioteczny kuzyn przyjaciółki mojej stryjecznej kuzynki od strony mamy, która
jest żoną kuzyna mego kolegi ze szkolnej ławki, właśnie się rozwodzi!!! Nie, normalnie
szał ciał!!! A wszelkiego rodzaju szczegóły związane z tą aferą, jak
najbardziej mile widziane. Rozwodzi się, ponieważ nakrył swoją żonę w sytuacji tête-à-tête
z najlepszym kumplem swojego brata, który pracuje z sąsiadką mojej koleżanki z
pracy. A żona tego nieszczęśnika (czyt. kochanka) jest córką zastępcy dyrektora
w tej dużej firmie, w której pracuje naszej przyjaciółki brat cioteczny i on o wszystkim
wiedział już miesiąc temu, ponieważ podsłuchał, jak brat żony zdradzanego
kuzyna rozmawiał przez telefon, ściszonym głosem w pracowniczej toalecie, o
tym, że on wie i wie z kim. A później to już całe biuro huczało!!!
Tak, jestem ciekawska i żądna plotek, jak każda baba. Takie informacje
chłonę, jak gąbka wodę. Podobno jestem rewelacyjnym słuchaczem wszelkiego
rodzaju plotek. Dobra, nieskromnie powiem, że jestem idealną plotkarą, tzn.
pochłaniaczem plotek. Tylko, że mam jedną wadę. Okropną, serio. Ponieważ tak
szybko, jak szybko wpadła do moich uszu ta plota, tak szybko się ulotniła. Jak ta
stara kamfora.
Niby coś wiem, niby łączę, jakieś fakty, plotki. Ale za
cholerę nie umiem powtórzyć. Wiem, że ktoś z kimś, że jakiś rozwód i afera, ale
co albo kto jest przyczyną. Już nie pamiętam. I dwoję się i troję, by móc sobie
przypomnieć i nic. Czarna dziura, jak po pocisku moździerzowym (nie wiem, czy
pociski moździerzowe robią dziury, ale wczoraj jeden znaleźli pod naszą szkoła,
dlatego mi skojarzyło się – a wiecie skąd pod szkołą był pocisk, nie, nie z
czasów II wojny, tylko hałdę piachu przywieźli, by ogródek podsypać, nie mam
pojęcia skąd wzięli ten piach, mam nadzieję, że nie z Orzysza J ).
Wracając do tematu, mam zadatki na plotkarę, niestety jednostronne.
Przyjmuję, ale nie wydalam. Czyli skreślona jestem w pewnych kręgach, nie ma
wymiany info za info.
Pewnego razu, powiem Wam szczerze, że pomyślałam, że coś jest ze
mną nie tak. Niby taka znowu stara nie jestem, a z pamięcią, no cóż, delikatnie
rzecz biorąc, kiepściutko. Połączyłam fakty, od jakiegoś czasu potworne bóle
głowy, szwankująca pamięć, poszperałam w Internecie – diagnoza zanik pamięci
krótkotrwałej i rak prawej małżowiny usznej.
Poszłam z tym do lekarza, nie byle jakiego, neurologa,
dzięki znajomościom czekałam jedynie kilka dni (tak bardzo było mi głupio, jak
babuszka, taka starowina, zapytała mnie pod gabinetem, czy długo czekam, 2
godziny odpowiadam zgodnie z prawdą, „ile na wizytę czeka, bo już pół roku”, no
myślałam, że ze wstydu się cholera spalę).
Mówię lekarce, jaki objawy:
Mówię lekarce, jaki objawy:
- Wstyd się przyznać, pani doktor, ale wczoraj zostawiłam
samochód, polatałam po sklepach, odebrałam dziecko z przedszkola i zonk!!! Za cholerę
nie wiem, gdzie postawiłam samochód. I tak kilkanaście minut latałam i
szukałam, bo nie mogłam sobie przypomnieć. Nic, mówię, dziura, czarna dupa,
nic!!!
Więc uprzejma pani doktor przepisała mi cos tam na pamięć i
lecytynę. Podobno pomaga. Całe szczęście, że sobie przypomniałam o tych lekach, bo już minęło
pewnie z półtorej roku i termin ważności szlag trafił.
wyrafinowane poczucie humoru milady.....jakbym siebie czytała....
OdpowiedzUsuńTo balsam na moje serce :)
OdpowiedzUsuńHahaha! Mega :D
OdpowiedzUsuń