MUSZĘ, to taki czasownik, który ma okropnie pejoratywne
znaczenie. Nikt nam niczego nie narzuca, sami sobie tworzymy cele, do których
dążymy.
Jednak słowo MUSZĘ skutecznie zniechęca. Bo ja MUSZĘ to umrzeć albo
oddychać, ewentualnie płacić podatki. Pozostałe rzeczy powinnam. Tak naprawdę
nic nie muszę, chcę, mogę, potrafię. Jeżeli robię coś, co lubię i co sprawia mi
przyjemność, czego sama chcę, zrobię to kilkanaście razy szybciej, niż coś, do
czego jestem zmuszona – prawda stara, jak świat. Uwaga, pomijam fakt
obowiązków, takich, jak na przykład praca.
Ale, jak to jest z nami, matkami. Bo na każdym kroku słyszę,
że musimy czegoś konkretnego nauczyć nasze dzieci.
Jest tyle rzeczy, które trzeba dziecku pokazać, na przykład:
mówienia, chodzenia, jedzenia, gotowania, prania, rzucania, pływania, jazdy na
rowerze, łyżwach, nartach, rolkach, dodawania, odejmowania, jak kochać
zwierzęta, dbać o przyjaciół, zakładać buty, realizować marzenia, tego czym
jest wolność, odpowiedzialność, czym są metafory i tampony, asertywności,
posłuszeństwa, pokory, empatii, podatków, pisania listów, cieszenia się chwilą,
no i tego, co jest ważne, a co nie. Do tego jeszcze szacunku, pokory,
grzeczności, kultury osobistej, odpowiedzialności za własne czyny, radzenia
sobie z trudnościami i konsekwencji.
Wymieniać mogłabym pewnie jeszcze przez parę stron, ale, mam
nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi. Musimy pokazać dziecku świat, z jego
wadami i zaletami. Jednak czy nie lepiej jest mówić o kształtowaniu cech
dziecka niż o nauczaniu, bo to w powszechnym rozumieniu odnosi się do dydaktycznych
działań szkoły. Zniechęca, bo staje się po prostu przykrym obowiązkiem.
Czy tego wszystkiego można nauczyć swoje dziecko? A może
inaczej, właściwie postawione pytanie powinno brzmieć:
Jak nie oduczyć dzieci
bycia dziećmi? Czego my powinniśmy uczyć się od naszych dzieci?
Niestety, w naszej kulturze wciąż pokutuje postawa, że
dzieci i ryby głosu nie mają. Nadal całe nasze doświadczenie opiera się na autorytarnym
stylu wychowania. W tym przeświadczeniu, wzajemnie uczyć się mogą tylko dwie
osoby dorosłe. Tymczasem w myśleniu o interakcji dorosłego i dziecka dostrzega
się jedynie jednostronny przekaz wiedzy i doświadczenia, a w roli jedynego
nauczyciela ustawia się rodzica. Takie założenie pomija osobę dziecka, nie
uwzględnia jego autonomii, ustawia dziecko w pozycji przedmiotu, a nie
podmiotu. A przecież wychowanie (analogicznie jak relacje dwóch dorosłych) to
wzajemne oddziaływania. Dorosłym trudno jest przyjąć, że dzieci wobec nich
również występują w roli wychowawców.
Dzieci są wspaniałymi obserwatorami świata, dostrzegają
rzeczy, na które my nie zwracamy często uwagi. Tylko dzieci mają tę zdolność doceniania
prostych przyjemności.
Ważną lekcją, jaką otrzymujemy od dzieci, jest nauka
prostoty. Dzieci - w przeciwieństwie do dorosłych - nie doszukują się ukrytych
znaczeń czy podtekstów tam, gdzie ich nie ma. Dzieci nie czytają pomiędzy
wierszami, nie szukają drugiego dna. Są szczere w swoich słowach i gestach. Jeśli
kogoś nie lubią, mówią to prosto w twarz, bez cienia żenady, nie ukrywają
swoich uczuć, tylko dlatego, że tak po prostu wypada.
Z cechą tą wiąże się inna: umiejętność wybaczania. W tej
dziedzinie dzieci zdecydowania przewyższają dorosłych. Nie wracają do tego, co
było miesiąc czy rok temu.
Pamiętam sytuację, z naszego podwórka. Dwie najbliższe
koleżanki, dziewczynki, na oko, pięcio- sześcioletnie, pokłóciły się „na śmierć
i życie”. Obwieściły koniec przyjaźni zabrały swoje zabawki i z płaczem poszły
do swoich mam. Nie pamiętam, o co chodziło, co było przyczyna kłótni. Ale mamy
stanęły na wysokości zadania, każda z nich zaciekle broniła racji swojego
dziecka. Panie, sąsiadki, które często spotykały się na popołudniowe ploty przy
kawie, pokłóciły się. W konsekwencji obraziły się, zabrały swoje kubki do
połowy wypełnione kawą i naburmuszone rozeszły się do swoich domów. A córki? Na
drugi dzień nie pamiętały, że w ogóle się kłóciły, znowu były najbliższymi
przyjaciółkami. Jaki jest wniosek? Że pomiędzy dzieci nie wchodzimy, oczywiście
dopóki nie leje się krew, a złamanie nie jest otwarte (oczywiście mówię to z przymrużeniem
oka) J
Dzieci wybaczają równie szybko rodzicom. Kiedy rodzic źle
zachowa się w stosunku do dziecka i przeprosi, dziecko nie szuka wymówek, tylko
przyjmuje przeprosiny. Dzieci nieustannie dają dorosłym nową szansę i nie chodzi
tu o to, że tylko tak mówią. One naprawdę wybaczają, co nam nie zdarza się
niestety zbyt często.
Jest mnóstwo rzeczy, których możemy nauczyć się od naszych
dzieci. Pozwolicie, że wymienię je, tak po prostu, kolejność nie gra tu żadnej
roli, wszystkie umiejętności są jednakowo ważne:
- radości z życia
- bezinteresowności
- kreatywności
- życzliwości
- empatii i współczucia
- doceniania prostych przyjemności
- sztuki zadawania pytań
To są moje typy, a Wy czego uczycie się od swoich dzieci? Może
razem stworzymy listę umiejętności, których rodzice mogą nauczyć się od swoich
pociech.
Kobieto czytasz w moich myślach :) Dokładnie o tym samym chciałam napisać ;)
OdpowiedzUsuńpiękny i mądry tekst.
OdpowiedzUsuńOj tak, dzieci nie patrzą w tak skomplikowany sposób na życie jak my. Różnie to bywa, czasem powinniśmy brać z nich przykład bo martwimy się głupstwami, a czasem niestety mając większą świadomość sprawy nie możemy tak po prostu zachować się w dziecinny sposób. Faktem jednak jest, że są rzeczy których możemy się od dzieci nauczyć.
OdpowiedzUsuńTo pewnie telepatia ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuńMy jesteśmy mądrzejsi doświadczeniem życiowym. Stąd nasza mądrość, ale ja osobiście zazdroszczę dzieciom tej beztroski i spontaniczności :)
OdpowiedzUsuńBardzo mądry tekst :) dzieci uczą nas, że czasem warto zwolnić w naszej życiowej gonitwie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) to prawda zwalniamy, bo to za ich sprawka nasze życie nabrało tempa ;)
OdpowiedzUsuńMnie się ostatnio spodobało, że dzieci mają taką fajną zdolność koncentracji całej uwagi na jednej czynności. My w tym codziennym zapale robimy pięć rzeczy naraz najczęściej po łebkach, a dziecko potrafi się tak zatracić w swej zabawowej pracy. Brakuje mi tej koncentracji.
OdpowiedzUsuńW calym stosie obowiazkow i zmeczenia zapominam o patrzeniu na proste, male szczegoly. Franek, na szczescie, uczy mnie ze warto patrzec na mrowke lub biedronke przez dziesiec minut, zachwycac sie wroblem - ktory taki piekny nie jest - lub cieszyc sie z tego, ze wieje wiatr. Tak po prostu.
OdpowiedzUsuńmi też i przede wszystkim tego zapału, który mają dzieci i jeszcze tej czystej radości z wykonanej roboty, albo tego, jak pięknie potrafią przyjmować komplementy
OdpowiedzUsuńbo dzieci są piękne w tej swojej prostocie i takie uczciwe
OdpowiedzUsuńWith print ease just like standard PLA, you'll be able to|you probably can}'t go mistaken with this high performance Proto-Pasta "Heat Treatable" HTPLA Aromatic Coffee... New from Printrbot, the Metal Simple is a brand new rock solid, all metal, fully-assembled Printrbot Simple! As opposed to the Printrbot Simple Kit, all of the laser minimize wood elements have been replaced by rock solid metal and assembled. In fact, the entire variety of elements have been decreased to just a fraction of the wood model. For airliners, cargo ships, nuclear power crops and other best lifeguard straw hat critical applied sciences, energy and sturdiness are essential.
OdpowiedzUsuń