Wszędzie serca, miłość, amory, strzały, miłość. Tak, nie da
się nie zauważyć, że niedługo dzień zakochanych, święto miłości i wszystkich, tych
którzy czują w brzuchu motyle i pragną celebrować ten uroczysty dzień z
ukochaną osobą. No bzdury, totalne bzdury i farmazony.
Nie żebym była zdeklarowaną przeciwniczką Walentynek.
A broń
boszszsze!!! Choć uważam, że krwiste orgie są o wiele mniej odrażające niż
sztucznie wymyślony dzień, który zmusza dorosłych mężczyzn do wywijania misiami
i wpatrywania się w maślane oczy ukochanej znad butelki taniego szampana i wydumanej
kolacji, takiej, wiecie, odświętnej.
Kolejne wystawy z tandetnymi kubkami, misiami czy bokserkami
wabią nas i krzyczą, kochaj i bądź kochany!!! Kup balonik w kształcie
serduszka, bokserki z napisem: "Grzeczni chłopcy idą do nieba, niegrzeczni, mają
raj na ziemi". Moje serce krwawi!!!
Też mam w kolekcji jeden nietrafiony, niechlubny, no żeby
nie powiedzieć, po prostu, chujowy, prezent.
Jest z nami nadal, towarzyszy nam
już pewnie, o ile dobrze kalkuluję i nie wliczam w to jednorazowej, dłuższej
przerwy, ze 13 lat. Jest z nami na dobre i na złe, traktujemy go jako relikt
przeszłości – nawet już pewnie, jako swego rodzaju symbol, ponieważ stanowi
dowód naszych pierwszych Walentynek, tandetnych i ekstremalnie kiczowatych. Nie
mam serce wypieprzyć go do śmieci, ale za każdym razem, jak trafimy na niego,
odkurzając czeluści naszych wspomnień, rumienimy się oboje i zawstydzeni
odwracamy wzrok, kiedyś pewnie dojrzejemy do tego kroku i wyrzucimy go razem z
dowodami spłat kredytu hipotecznego. Wówczas zaczniemy nowe życie, nieobciążone,
niczym!!!
Nie jestem też zgorzkniałą, starą babą po trzydziestce, która
zazdrości młodzieży afiszowania się ze swoją miłością.
Nigdy w życiu, nawet nie
próbujcie mi zarzucać, że jestem rozgoryczona, że nie rozumiem piękna miłości i
całej otoczki związanej z celebrowaniem. O nie!!! Ja po prostu jestem
realistką.
Przecież liczy się każde wyznanie, każda oznaka miłości. To
jest taaakie romantyczne. Nawet nie zniechęca mnie para nastolatków całująca
się przy stoisku mięsnym nad połówką kurczaka i udźcem ze świniaka. No takie to
piękne, czuć wiosnę w powietrzu, jak nic.
No, ale ja raczej nigdy nie byłam ani sentymentalna, ani
nastrojowa. Muzyką ilustrującą moje życie miłosne może być Kult, Depeche Mode,
ale nigdy Celine Dion czy Whitney Houston. Zawsze wolałam dostać z okazji imienin, urodzin, czy tych nieszczęsnych
Walentynek butelkę wina, wcześniej piwa, niż kwiat, wiecheć, jakiś. Iść na
dobrą imprezę, upić się do nieprzytomności J
i przegadać wieczór w miłym towarzystwie.
Z pewną rezerwą (no dobra, słowo rezerwa jest totalnie
nijakie, na miejscu byłoby: przerażenie
i obrzydzenie) patrzyłam na koleżanki z roku, które urządzały sobie SMUTNE
CZWARTKI, czyli upijały się winem, słuchając smutnej muzyki, rozmawiały o
nieudanych związkach, wylewając przy tym tryliony łez. Aaaaa i dlatego, nas
baby, mają za głupie gęsi, które nadają się tylko do karmienia dzieci i dojenia
krów!!!
Ja wolałam zawsze upić się na wesoło, nigdy, przenigdy
alkohol mnie nie dołował. Jestem raczej tym typem, który po kilku piwa może
zawojować świat, a na pewno zagadać wszystkich współbiesiadników (taka uwaga,
jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję spożywać ze mną napije wyskokowe, a
ja pod pretekstem bólu głowy wyjdę z imprezy, tzn., że jest ktoś, kto mówi
więcej ode mnie i nie daje mi dojść do głosu – przyp. autorki).
Dla mnie i dla M. Walentynki są kolejnym fantastycznym
pretekstem, aby sprzedać dziecko (OK, poprawność polityczna) oddać dziecko pod
najlepszą opiekę na świecie, czyli babci. A my w miasto. Na totalny melanż,
clubbing, rajd po okolicznych barach. Sponiewieranie – to jest to, co jako
pierwsze przychodzi mi na myśl. A sponiewierać się i upodlić w towarzystwie
męża – bezcenne!!!
Nawet gdyby M. wolał iść tego dnia z kumplami na piwo, nie
miałabym do niego żalu. Zrobiłabym to, co lubię najbardziej, czyli wzięła
gorącą kąpiel, wskoczyła pod kołdrę, włączyła nastrojową (!!!) muzykę i wzięła
książkę. Chcesz, to idź, za tydzień, ja pójdę z dziewczynami – wtedy se
obiję!!! Stary, przecież nie będziemy całe życie trzymali się za ręce patrząc
sobie z czułością w oczy. No, podbija mnie taka wizja.
Wiecie, mamy taką zasadę, jak gdzieś wychodzimy, osobno, ja
z dziewczynami, on z kumplami, nigdy, przenigdy, nie dzwonimy do siebie, chyba, że w nagłym wypadku
(„zgubiłam kartę, nie mam kasy, otwórz drzwi, bo za taksę musisz zapłacić”). A
jak wychodzimy razem, bardzo często każde z nas idzie w swoim kierunku.
Spotykamy się dopiero, gdy jedno z nas zamówi taksówkę. I to jest fajne, to
jest zdrowe, to jest odświeżające!!! Zawsze coś się u nas dzieje, nie jest
nijako, nie jest bezpłciowo. Jest włosko i ogniście. I jak się kochamy, i jak
kłócimy.
Dlatego śmieszy mnie ten cały dramatyzm, wręcz tragizm, łzy
i żal. No kurwa, dzień, jak każdy inny. Wszyscy idą na Grey’a, to ja też mam iść?? No wolne
żarty, wolę upić się przyjemnie gdzieś w zaciszu, spalić paczkę petów, mieć
kaca, zajebisty dzień i mgliste wspomnienia.
A najgorsze w tym jest, że najbardziej rozpaczają dojrzałe
kobiety (no bo, że nastolatka ma pustą skrzynkę pocztową i złamane serce, bo
nie dostała żadnej kartki, no to rozumiem
– hormony i inne przypadłości adekwatne do wieku).
Ale żeby stare baby?? W okolicach trzydziestki rozpaczały,
że ich chłop na kolację nie zaprosił, kwiatka nie dał – no litości.
I teraz moja złota rada (cenna, bo ja rad nie udzielam, z
założenia). Powiedz mu czego chcesz, facet, to nie pieprzony fakir, który będzie czytał Ci w myślach, ja zawsze mówię i nie mam rozczarowań!!!
„Men (to brzmi dobrze, podbudowuje męskie ego), jutro są Walentynki (ewentualnie moje urodziny, imieniny, dzień słona – whatever) i chcę te pieprzone kwiaty, co zdechną za dwa dni i czekoladki, co mi w dupę pójdą”.
No
każdy, obiecuję, że każdy facet zrozumie takie przesłanie. Nawet imbecyl!!!
Miłego świętowania!!!
W punkt :)
OdpowiedzUsuńNo (kurwa-aż mi się ciśnie na usta) Kasieńko trafiasz w sedno:) nic dodać, nic ująć:) nigdy nie uznawałam walentynek (nawet będąc nastolatką), zawsze było to dla mnie sztuczne, tkliwe i do d... ale w tym roku (wczoraj wieczorem) powiedziałam swojemu mężowi (mojemu M.), że chcę w walentynki dostać kwiaty (bo mi się należą) i już!!! i to nie mogą być róże, bo róż nie znoszę!!! Niestety mój mąż zbaraniał z powodu mojej nagłej zmiany w kwestii obchodzenia tego "święta" i zapytał tylko: "ale dlaczego? bo Twoja Babcia i Ciocia przyjeżdżają na weekend...?" Powiedz mężowi co chcesz, a on będzie szukał podtekstów...mogli by się już przyzwyczaić, że kobieta nie krowa i czasem ma prawo zmienić zdanie, albo po prostu dostać kwiaty,
OdpowiedzUsuńBO TAK!
niebonie i takbotak - to powinno wejść do słownika, bezapelacyjnie!!! i każdy facet powinien wiedzieć o co kaman.
Usuńmój np poznaje po tym, że mam PMS ;)
zacne podsumowanie :-)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że się podoba :)
UsuńJa, starsza pani po trzydziestce, zgadzam się, że Walentynki to słodko-dupne pierdzenie jest przereklamowane. Kwiaty kupiłam sobie dzisiaj sama (bo była promocja w Lidlu :) ) , oblukałam "pudełko rozkoszy" w Rossmanie - tandeta że hej, a na kolację zrobię śledzia :) :)
OdpowiedzUsuńczyli jesteśmy już obie starsze panie, które lubią śledzie, my dziś mamy makrelę :)
Usuńps. co to jest "pudełko rozkoszy" byłam dziś w Rossmanie i nie rzuciło mi się w oczy
wiesz co,dostałam poduszkę od męża z napisem kocham Cię, czerwone serduszko. Mój ślubny uwielbia takie tandetne dodatki. A mnie szkoda zwyczajnie kasy na to. Oprócz tego masa czekoladek, a ja postanowiłam przejść na dietę, ale mu tego nie powiedziałam, więc nie mogę mieć pretensji. Ale ja mu whiskacza kupiłam co byśmy razem mogli wypić. Gdyby nie fakt , że musiałam pracować na drugiej zmianie tez pewnie poszlibyśmy się sponiewierać razem. Mnie walentynki nie przeszkadzają, niech sobie tam są. Głównie młodzi ludzie mają z niego frajdę i podniecenie.
OdpowiedzUsuńdokładnie są to, więc jest fajnie, nie ma Walentynek, nic nie tracę, a sponiewierać się można zawsze i ruch w barach mniejszy niż 14.02 :)
Usuńps, zmieniłaś szablon, bardzo ładnie :)
OdpowiedzUsuńzmieniłaś to za dużo powiedziane, ja tylko poprosiłam o to fajną babeczkę i teraz ona nad tym pracuje, ale dziękuję w jej imieniu, bo podobno to dopiero początek :)
UsuńMy wczoraj też balowaliśmy na rodzinnej imprezie :-) także słodko i romantycznie raczej nie było :-)
OdpowiedzUsuńZa to dzisiaj śmiało mogę powiedzie, że 6 drinków w wykonaniu mojej chrzestnej to przynajmniej o dwa za dużo :-)
- Ciocia,czy w tym drinku jest coś oprócz wódki?
- Tak. Lód i słomka :-)
lubię takie ciocie :) moje są podobne, zawsze po rodzinnym spotkaniu, ze dwa dni dochodzę do siebie :)
UsuńNo nie znałam Cię z tej strony! Przybij piątkę Babo! :-))
OdpowiedzUsuńpiąteczka, Babo, piąteczka :)
Usuń