Jakoś tak wyszło, że nie napisałam nic o świętach. No może
nic, to za dużo powiedziane, ale powstrzymałam się, popełniłam jeden tekst (CZYTAJ), ale
bardziej na zasadzie rozliczenia, niż opisu aury, magii, czy cudowności tych
Świąt. Święta postanowiłam spędzić totalnie offline i prawie mi się to udało.
Nie będę dzieliła się z Wami ani kolorową choinką (zdradzić
mogę jedynie, że o to drzewko była
taaaka wojna, że ohohoohoooo… ja chciałam „gustownie” srebrno-złotą,
delikatne lampeczki, a M. i Iga, tradycyjnie, z piernikami, cukierkami i
ręcznie robionymi łańcuchami – stanęło na tym, że ja mam choinkę, oni ozdabiali
pozostałą część domu i tak, muszę przyznać, jest kolorowo i tradycyjnie), ani
prezentami, ani wigilijnym stołem. Wybaczcie, ale nie. Tak sobie postanowiłam,
wbrew ogólnej modzie i obowiązującym trendom. Nie pokażę nawet, jak robiliśmy
(tzn. ja robiłam z Siostro, dzieci akuratnie ćwiczyły pierdolca J ) ciasteczka, jak je
pięknie zdobiłyśmy i robiłyśmy z nich paczuszki dla rodziny. Nie pokażę również pięknie ozdobionego domu, ani ozdób własnej roboty. Nic!!!
Powiem jedynie, że było naprawdę rodzinnie, miło i
spokojnie. Mogłam nadrobić zaległości i w książkach, i filmach. Wypoczęłam i
zregenerowałam siły.
Oczywiście, że, tak jak w każdym domu, i u nas były
świąteczne przygotowania. Odgruzowałyśmy Igi pokój, jakby troszkę się w nim
przejaśniło. Jednak Mikołaj zrobił swoje i po uwolnionym miejscu pozostało
tylko mgliste wspomnienie.
No i przyszła kolej na gotowanie, nie było tego, jakoś
specjalnie dużo (tak naprawdę zrobiłam tylko barszcz i kulabiak – rewelacja,
możecie liczyć na mój przepis, dla kulinarnych lewusów) i świąteczne porządku
(i tu niestety robię jeden z podstawowych błędów, które unieszczęśliwiają młodą
matkę, lubię sama, sama „ogarnąć”, sama posprzątać, sama… – mimo, że jestem
bałaganiarą, mam poczucie, że nikt nie sprzątnie, tak, jak ja – więc sama
latałam na tej szmacie).
W okresie przedświątecznym miałam w planach puszczenie Igi do przedszkola, ale pomysł
ten został mi skutecznie wybity z głowy jednym, zdaje się rzeczowym,
argumentem: że nauczycielskie dzieci nie powinny być puszczane w dni wolne od nauki
do przedszkola, bo to czysta hipokryzja. Wspomnienie mojego żywego udziału w
dyskusjach, które zapoczątkowała Pani Minister Edukacji, było na tyle świeże,
że jeszcze nawet emocje nie opadły, więc zawstydziłam się i dziecka do
przedszkola nie puściłam.
Więc latałam na tej szmacie, robiąc rejony, miotałam się
pomiędzy górą i dołem, łazienką a salonem (wiadomo, totalna amatorszczyzna,
brak konkretnego planu, a cel ogólnie pojęty, bliżej niezdefiniowany, czyli czysty dom) międzyczasie
mieszając farsz do kulebiaka i zmywając wykipiały barszcz. A co robiło w tym
czasie moje dziecko? Nie zgadniecie!!! Siedziało przed TV i ja jej nawet na to
pozwalałam!!! Powiem więcej, nie wiedzę niczego złego, w tym, że dziecko ogląda
telewizję.
Przepraszam miało być sensownie i na temat, czyli dziecko w
świecie mediów, a wyszło, jak zwykle. Ale nic straconego. Jutro, najdalej w
przyszłym tygodniu, wrzucę tekst o tym, jak smakuje zakazany,
telewizyjno-komputerowy świat. Do usłyszenia, czy raczej poklikania?
OOOO ... jesteś nauczycielką?
OdpowiedzUsuńMoja pierwszego dnia radowała się z wolnego dnia, a drugiego już błagała żeby zaprowadzić ja do przedszkola, ale wiedziałam, że jej ulubionych koleżanek tam nie ma więc wybiłam jej z głowy. Teraz błaga żeby wozić ją do koleżanek do domów...
O dziecku w świecie gier komputerowych mogłabym pisać dłuuugo !
jestem, już 7 lat pracuję w zawodzie :)
Usuńnawet nie pomyślałam, że może to być źle odebrane, szczególnie teraz, gdy wszyscy dookoła krzyczą, że po nowej ustawie, przedszkola żyją na skraju nędzy, przez te 5 bezpłatnych godzin, pomyślałam nawet, że zrobię przedszkolu przyjemność i przysługę, okazało się, że chyba nie koniecznie ;)
całe szczęście, że mam 10-letniego brata, więc Iga nie nudziła się tak bardzo, świetnie się razem bawią, mimo, że jest parę lat różnicy między nimi
Ja piszę z perspektywy świetlicy.... zdarzają się sytuacje niewiarygodne .... czasem ludzie tak przeciągają pobyt dziecka w świetlicy jakby chcieli od niego odpocząć.
Usuńwiem, moja mama, teraz przed emeryturą, ma okres pracy w świetlicy i to, co nam mówi, jakie historie się zdarzają, to włos na głowie się jeży, teraz patrzę na Was, nauczycielki ze świetlicy z ogromnym szacunkiem i chyba żaden inny nauczyciel nie ma w szkole tak ciężko!!! chapeau bas
UsuńO, też nauczycielka :) A czego uczysz?
OdpowiedzUsuńpatrzę, że same nauczycielki, a ja "staram" się uczyć języka polskiego, z różnym skutkiem, mam raczej ciężką młodzież, a Ty czego uczysz??
UsuńAngielskiego. Uczę małe dzieci (maluszki takie od drugiego roku życia :) ) i studentów anglistyki. Z pierwszą grupą wiekową nie mam problemów, druga potrafi dać w kość i to solidnie :]
Usuńa ja mam młodzież tzw. trudną i jest czasami ciężko, ale nie zamieniłabym tego na maluchy, nawet ze szkoły podstawowej, chyba się nie nadaję, a najlepiej pracowało mi się z ludźmi dorosłymi, takimi, co po latach wracają do szkoły i zaocznie chcą zrobić maturę, pracowici i skupieni na tym, co tu i teraz
Usuń