Już kiedyś wspominałam, dzieci dzielą się na genialne i
cudze. I od kilki dni utwierdzam się w tym coraz bardziej. Nie żebym ujmowała
innym dzieciom, ale nie mogę wyjść z podziwu własnego dziecka.
Do tej pory wydawało mi się, że mam do tego zdrowy dystans,
niby jarałam się tym, że mam mądre dziecko, ale starałam się podchodzić do tego
zdroworozsądkowo. Ale na dzień dzisiejszy zdrowy rozsądek wkładam między bajki
i delektuję się świadomością, że mam mądre dziecko. Jak mogłam w to wątpić??
Choć droga do tego wniosku wcale nie była łatwa, czy usłana
różami. Bo uległam temu, przed czym tak bardzo się broniłam. Zaczęłam porównywać
ją do innych dzieci. A ściślej do wizji rodziców, w których przedstawiali swoje
idealne dzieci. I jakie były wnioski? Wszystkie potrafiły sylabizować,
głoskować, dodawać, odejmować, zapinać guziki i wiązać sznurowadła. O czytaniu
i angielskim nie wspominając. Więc darłam z tym moim biednym dzieciakiem
przysłowiowe koty. Czytaj, licz, śpiewaj po angielsku. Chodźmy na zajęcia
dodatkowe. A ona nic.
O matko, jakie załamanie przeżyłam, kiedy nawiedzili nas
znajomi z synem, a on bach, pięknie liczy do 30, bez zająknięcia. Innym razem
spotykam koleżankę, której 4-letnia córka zaczyna czytać i recytuje wiersze po
niemiecku. Każde takie spotkanie wydawało mi się gwoździem do intelektualnej
trumny mojego dziecka. Byłam załamana, przecież nie jest głupia, łapie w lot. Dlaczego
nie chce??? Więc kserowałam, drukowałam, kupowałam wszelkiego rodzaju książki
edukacyjne. Pakiety edukacyjne skierowane do odpowiedniej grupy wiekowej. Ogólnie
wpadałam w paranoję. Przecież ja w jej wieku czytałam!!! Niestety, pedagogiczne
aspiracje sfrustrowanej matki wzięły górę nad rozsądkiem.
A ż w końcu, któregoś pięknego dnia dałam sobie spokój. Stwierdziłam,
że nic na silę. Z niewolnika… wiadomo. Wyluzowałam, poluzowałam, zeszłam z tonu.
Co ma być to będzie, pomyślałam. I jakie było moje zdziwienie, kiedy Iga
zaczęła sama pytać o litery, o cyfry. Sylabizowała już dawno, więc powoli,
powolutku, bez żadnych pakietów edukacyjnych, tylko kartka i długopis, zaczęła
pisać. A na dzień dzisiejszy już czyta!!! Nie przejdziemy obojętnie obok
żadnego napisu, wszystkie przeliterowane i w miarę, oczywiście wszystko zależy
od długości i stopnia trudności słowa, przeczytane. Oczywiście mamy jeszcze
problem ze znakami diakrytycznymi czy dwuznakami, ale idzie nam świetnie. Dodawanie
i odejmowanie w zakresie 10 mamy opanowane J
I tak, jestem dumna, rozpiera mnie duma i radość. Może komuś
wyda się to takie normalne, takie oczywiste. Żaden wyczyn, przecież ma już 5
lat, za rok idzie do szkoły. Jednak matczyna duma przepełnia moje serce.
Tak, jak każdy rodzić, marzę dla swojego dziecka o
świetlanej przyszłości. Jednak wiem, że nic na siłę. Choć według mnie wykształcenie
jest ogromnie ważnie. I jak mi w kółko powtarzają, nie ważne kim będzie w przyszłości,
byleby była szczęśliwa, to coś się we mnie buntuje. Może na siłę nie wypchnę
jej na medycynę, ale chciałabym, żeby w życiu osiągnęła coś spektakularnego, w
końcu ma potencjał!!!
Oj, każda mama jest dumna ze swojego dziecka :D Ja na Frania też nie naciskam, nie mam jakiś paranoi na temat tego co powinien umieć a co nie. Ale problem u nas w tym, że musi być wykształconym i odpowiedzialnym dzieckiem, a później dorosłym, bo z cukrzycą niestety nie może pracować fizycznie ;(
OdpowiedzUsuńKażda matka zachwyca się swoim dzieckiem - to naturalne. Ja idąc dalej twierdzę, że moje dziecko jest śliczne i nie mogę się na niego napatrzyć :D
OdpowiedzUsuń