Samodzielność naszych dzieci wcale nie jest taka fajna, jak
wszyscy dookoła opowiadają. Niby cieszymy się, że dziecko już tak dużo potrafi,
że tyle wie, że samo potrafi się sobą zająć. A z drugiej strony, patrzymy na
to wszystko z przerażeniem, że coraz lepiej sobie radzi. Samo!!!
„Przecież już mnie nie potrzebuje, czuję się taka
odizolowana i zepchnięta na boczny tor”.
A przecież samodzielność to naturalna kolej rzeczy!!! Lubię patrzeć,
jak takie małe, nieporadne zapina guziki i mimo, że nie mam czasu, a w
przedszkolnej szatni jest 127 stopni, a ja jestem zlana
potem (zimnym i gorącym na zmianę, bo przecież spieszę się) patrzę, nie
wyręczam. Jeśli nie potrafi wiązać sznurowadeł, nie kupuję jej wiązanych butów,
po co zbędne frustracje, nauczy się z czasem. Albo ja ją nauczę, nie zapewne
będzie to M., który lepiej sobie radzi w takich sytuacjach i ma więcej
cierpliwości.
Wspieranie jest najważniejsze. Wspieranie, nie
blokowanie. „Zostaw, jesteś za mały, nie dasz rady” – słowa, które działają na
mnie, jak na przysłowiowego byka. Co dzieje się w głowie takiego małego
człowieka, który regularnie słyszy podobne kwestie? „Jestem za głupi, za mało
kreatywny, nie mam takich fantastycznych pomysłów, jak X, nie podołam temu
zadaniu…” i milion podobnych.
Rodzą się frustracje, załamania i brak wiary we
własne możliwości. Tak naprawdę rodzice bardzo często zatrzymują rozwój dziecka
na pewnym etapie. Wygoda, poczucie zapewnienia bezpieczeństwa, chora miłość? „Skoro
potrafi chodzić, mówić, jeść, resztę zrobię za niego sama, będzie i szybciej, i
łatwiej”. A myślenie? „Jakie myślenie, przecież to dziecko ma dopiero 5 lat, co
powiesz, tak zrobi!!! Jeśli nie, powołaj się na swój niezaprzeczalny autorytet!!!"
Samodzielne dziecko będzie sobie lepiej radziło w
przyszłości - będzie odpowiedzialne, będzie potrafiło podejmować własne decyzje
i bronić swoich racji. Samodzielność wpływa pozytywnie także na samoocenę
dziecka. Przekłada się to na pewność siebie i poczucie
niezależności. Niby wszyscy to wiemy, ale czy pozwalamy na to naszym dzieciom?
Patrząc na moje dziecko, cieszę się ogromnie, potwornie,
wręcz wylewnie, że jest takie samodzielne. Oczywiście, jak na swoje 5 lat. Ale jest
dzieckiem, małym człowiekiem, który potrafi odnaleźć się praktycznie w każdej
sytuacji, w każdym towarzystwie. Nie mam obawy, że w przedszkolu, czy innym
miejscu moje dziecko nie poradzi sobie, że zostanie stłamszone. Każę jej głośno
mówić o swoich potrzebach i pragnieniach. Nazywać uczucia i emocje po imieniu. Razem
uczymy się sobie z nimi radzić, bo to jest też mój problem, więc idzie za tym obopólna
korzyść.
Możecie zarzucić mi wszystko, że jestem egoistką, że uwielbiam
spędzać czas sama ze sobą, że nie dbam o moje dziecko. Ale ja pozwalam mojemu dziecku (jak wyżej
wspomniałam, 5-cio letniemu) chodzić samej do sklepu i nawet samej płacić. Pozwalam
jej samej bawić się przed domem, chodzić do sąsiadów, dwie ulice dalej. Ale poprzez
takie właśnie sytuacje, świadomie wspieram rozwój mojego dziecka. Do życia w
społeczeństwie. Nie chucham, nie dmucham, nie pieszczę, nie jestem
nadopiekuńcza (jak ostatnio wyczytałam, nadopiekuńczość, to pewnego rodzaju
przemoc, tyle, że z dorobioną ideologią – dobre, co?). Chyba zapomniałam
nałożyć na nią szklany klosz ostrożności.
Daję jej poczucie świadomość tego, że
sama może podejmować decyzje, jednak zawsze może na mnie liczyć. Tak, wiem,
zabrzmiało górnolotnie. I jak totalny banał. Ale są to decyzje na miarę pięciolatki. Czyli, na co wyda te swoje 2 złote, ukryte w kieszeni, przy okazji wizyty w
warzywniaku. Które rajstopy włoży. Czy na kolację woli kanapkę czy serek? Nie są
to poważne decyzje, które wpływają w znaczący sposób na jej życie. Ale dla niej
są ważne, pokazują dziecku, że traktuję ją, jak człowieka. Chciałabym, aby w
przyszłości była człowiekiem świadomym swojej wartości, śmiało podejmującym
decyzje, znającym konsekwencje podjętych decyzji.
Nie oszukuję jej, nie mówię,
że świat jest piękny i cudowny, mówię jej, że na świecie jest zło, są czynniki,
które niszczą nasze marzenia. Ale to są rzeczy, które nas wzmacniają, dają nam
siłę. Pragnę uświadomić jej, że świat jest piękny wtedy, gdy my sobie go takim
uczynimy, gdy oswoimy to nasze życie i sprawimy, by żyło nam się lepiej. Wiem,
wiem, brzmi jak domorosła psychologia, śmiechu warta.
- Mamo, a kto to jest samobójca? – zapytała mnie ostatni Iga.
- To jest taka osoba, która sama sobie odebrała życie.
- Jak to odebrała sobie życie?
- Iga, taka osoba, która zabiła się, czyli postanowiła, że
już nie chce dłużej żyć.
- Ale dlaczego, mamo? – totalne zainteresowanie.
- Bo nie było mu tu dobrze, bo nie podobało mu się jego
życie.
- Wiesz, ja bym tego nigdy nie zrobiła. Kocham moją Polskę.
Mogłam przemilczeć, mogłam spławić, mogłam wymyślić, coś
mniej drastycznego. Ale po co? I tak dostanie od życia po dupie i to nie raz, więc po co miałabym kłamać? Jedno z wielu rzeczy, na których mi zależy, wychowując dziecko, to przede wszystkim samodzielne myślenie.
Czasami myślę sobie, że traktuję ją, jak osobę dorosłą. Zbyt samodzielną, a przecież to urocza, mała i przesłodka blondyneczka :)
Też z jednej strony żałuję ,że mój syn jest już taki samodzielny, ale z drugiej pierś wypełnia duma, że dobrze sobie radzi. A co do samobójcy, a raczej nie oszukiwania swojego dziecka, to zgadzam się z Tobą całkowicie.
OdpowiedzUsuńZdjęcia świetne!!!!!
Iga od początku jest bardzo samodzielna, prawie w ogólne nie absorbuje, czasami mam nawet wrażenie, że ją zaniedbuję, bo cichutko sama ze sobą się bawi :) ogólnie nie lubię niesamodzielnych dzieci, takich wiecznie do nogi mamy przyklejonych
OdpowiedzUsuń