Gdzie w Ełku można
spotkać się z mamą, koleżanką, siostrą czy sąsiadką i miło spędzić czas? Gdzie
bez obawy można poplotkować, zażyć odpowiedniej dawki kultury i dobrze się
bawić? Gdzie można porozmawiać ze stylistą czy makijażystką? Odpowiedzi na te
wszystkie pytania znajdziecie w Planet Cinema!!! Zaskoczone?
Planeta Kobiet, czyli
cykliczna impreza przygotowana przez Planet Cinema i Kobiecy Ełk. Co
miesięczne, piątkowe spotkanie skierowane są przede wszystkim do kobiet, które
po całym tygodniu pracy zasługują na chwilę odpoczynku, relaksu i odprężenia.
Przed seansem można było
porozmawiać z Kasią z Tuż przy uchu, która pomagała w doborze kosmetyków i
robiła, jak zwykle, boskie makijaże. Dziewczyny z Zakładu Doskonalenia
Zawodowego zajęły się fryzurami i stylizacjami. Było naprawdę kobieco.
![]() |
źródło: kobiecyelk,pl, fot. Darek Gajko |
Nie zawiódł też wybór
filmu, ponieważ kino kobiece, to nie tylko romantyczne komedie zakończone happy
endem, czy łzawe melodramaty. Ale przede wszystkim kino poruszające tematy
tabu, temat wielkiej, niespełnionej miłości w obliczu geniuszu.
Mimo, że nie wystawię
laurki twórcom działa, podobał mi się wybór filmu. Ponieważ nie był to film
obojętny, o czym świadczą widzowie opuszczający salę podczas projekcji.
Film Yves Saint Laurent, w reż. Jalila Lesperta, chyba wstrząsnął
ełcką publicznością. Wraz z rozwojem fabuły (bo trudno tu mówić o akcji),
kinową salę opuszczały grupki, podejrzewam, że zniesmaczonych widzów. Bo jaki
był inny powód? Może taki, że reżyser zbyt wiele uwagi poświęcił życiowym
perypetiom jednego z największych projektantów, a zbyt mało miejsca zajęło mu
wyjaśnienie geniuszu, jakim był Yves. Mamy tu trudną miłość, całe morze
kochanków, zdrady i przydrożny seks. Niestety, reżyser tylko przez chwile
pokazuje nam Yves Saint Laurenta, jako projektanta, większość ekranowego czasu
zajmuje pokazanie etapów przez jakie przechodzi miłości Laurenta i jego
życiowego i biznesowego partnera, Pierre’a Berge.
Brakowało mi w tym filmie
jednego, człowieka, który dał kobietom siłę, otworzył przed nami nowe horyzonty
mody, pokazał, czym jest siła mody. Uczynił je uwodzicielskimi. Reżyser skupił
się na tym, by pokazać publiczny wizerunek Laurenta, poprzez nieudane romanse
czy „przećpane” noce. Szczerze powiem, że film okazał się bardzo oczywisty i
przede wszystkim bardzo komercyjny. Narzuca, nie pokazuje, nie otwiera, ale
narzuca konkretny sposób myślenia. Gdy bohater chce się upodlić, wciąga krechę
koki i idzie do klubu gejowskiego. Oczywiste, aż nadto.
Aczkolwiek piękny jest
Paryż oczami Lesperta. Paryż, który padł do stóp młodemu Laurent’owi. W pięknym
kostiumie ukryto, niestety, przewidywalną historię miłości dwojga bohaterów,
która okazała się mdłą opowieścią przyprawiona szczyptą pruderii.
Jedno ratuje ten film,
odtwórca głównej roli, Pierre Niney. Aktor prawie bezbłędnie naśladuje
projektanta - jego sposób mówienia, gesty i mimikę twarzy. Iluzja wydaje się
być prawie doskonała. Brakuje jedynie historii.
Brak fabularnego ryzyka
ze strony Lespert'a w ostatecznym rozrachunku sprawia, że „Yves Saint Laurent”,
choć miał potencjał by stać się porywającym dramatem o wielkiej ikonie,
praktycznie ani przez chwilę nie wykracza poza obszar solidnej filmowej
biografii, którą ogląda się z ciekawością, ale bez większych emocji.
Idealne podsumowanie :) W moim odczuciu bardzo smutny film...kontrowersyjny fakt, ale zabrakło mi właśnie tego przekonania o geniuszu YSL bo przeciaż był...no i tyle to :)
OdpowiedzUsuńmnie się też podoba, wzruszał, szokował i zadziwiał, ale brakowało mu tego czegoś, dobry film, ale oparty raczej na zasadzie zszokowania, ale przynajmniej towarzystwo miałyśmy najlepsze :) i żałuję, że nie byłam z Wami wczoraj :(
Usuń