Dość często w naszych z Igą rozmowach pojawia się temat
śmierci i przemijania. Szczerze powiem, nie wiem, jak rozmawiać z nią na te
tematy, zawsze, prędzej czy później, staje mi w gardle gula i oczy zachodzą
łzami:
- Mamo, ja nie chcę, żebyś umierała. – wypaliła Iga,
któregoś dnia.
- Iga, ja się nigdzie nie wybieram.
- Ale, jak będziesz stara!!!
- Czy babcia Tita, jest młodsza, czy starsza ode mnie?
- Starsza.
- A babcia Jasia?
- Starsza.
- A dziadek Andrzej, Janek?
- Starsi.
- No widzisz, oni są starsi ode mnie i całkiem nieźle się
mają. Pamiętasz, obiecałam, że pomogę Ci w wychowaniu Twoich dzieci. To będą
moje wnuki.
- Czyli je będziesz bardziej kochała niż mnie. – już na
dobre rozpłakała się Iga.
Jednak nie czuję się dobrze z tym, że obiecuję jej, że będę
taka długowieczna. Przecież nie wiem, czy jutro nie wpadnę pod samochód, czy
nie spadnie na mnie drzewo, czy nie przygniecie mnie ściana albo nie zeżre
rak. Ale nie wiem, jak miałabym jej powiedzieć, że będzie kiedyś taki dzień,
gdy mnie zabraknie. Wydaje mi się, że jest jeszcze za mała na takie rozmowy. Wystarczy,
że ma świadomość tego, iż istnieje coś takiego, jak śmierć. Że ludzie umierają.
Na jej potrzeby, stworzyłam historię, dostosowaną do jej potrzeb, bo to, co Igę
interesuje przy okazji śmierci to to, co będzie z nami pośmierci, jak wygląda niebo. Nic odkrywczego,
ale wymyśliłam osobiste chmury. Takie, gdzie każdy jest szczęśliwy, nie smuci
się, nie cierpi głodu. Nasze chmury zawsze będą blisko siebie, abyśmy mogli regularnie się odwiedzać, itp.
- Mamo, a czy każdy z nas, na swojej chmurze, będzie miał
swój pokój? A będę mogła wziąć ze sobą choć kilka, moich zabawek? A przedszkole
ma swoją chmurę? A babcia Tita, gdzie będzie miała swoją chmurę?
Czyli bardzo
przyziemne i prozaiczne rzeczy chodzą pięciolatce po głowie. Choć nie zawsze. W
okolicach Wielkanocy, Iga poruszyła kolejną kwestię:
- Mamo, ale mnie nie ukrzyżują. Nie umrę na krzyżu? Całe
szczęście, nie jestem bozią.
Ostrożnie muszę dobierać słowa, bo każde nieodpowiednie,
może wywołać lawinę łez. Faktem jest, że nie unikam odpowiedzi, ani niczego nie
upraszczam. Jednak ciężkie jest rozmawianie na temat tego, że kiedyś któreś z
nas umrze, że może zabraknąć kogoś bliskiego. Ale temat śmierci jest nieunikniony.
A dziecko otoczone jest śmiercią bardziej niż nam się
wydaje, zabity komar, mucha walnięta łapką, rozjechany pies są tak samo ważne,
jak śmierć człowieka. Brak rozmowy z dzieckiem o śmierci jest równoznaczne z
pozostawieniem go samego z tym problemem. Wówczas przychodzą dziecku do głowy
miliony pomysłów, wyobraźnia pracuje i podpowiada przeróżne obrazy, których nie
jesteśmy już w stanie kontrolować.
- Mamo, nie chcę, żebyś umierała, nie chcę, aby cię zakopali pod ziemią w trumnie. Ja też nie chcę, żeby mnie przywalili piachem.
Czasami, aby nie nazywać rzeczy po imieniu mówimy, że ktoś „odszedł”.
A dziecko myśli, że jak odszedł, to pewnie wróci. Jednak nie wraca, więc je
porzucił. I w głowie dziecka tworzą się niebywałe historie podszyte lękiem, z
których rodzą się potem bezsensowne poglądy.
Wszyscy chcielibyśmy żyć, jak najdłużej. Choć ja najbardziej
w życiu boję się dwóch rzeczy, starości i samotności. A jak przyjdą obie jednocześnie, taka
świadomość mnie paraliżuje. Tak naprawdę nie potrafię pogodzić się z
upływającym czasem, choć nie jestem jakoś specjalnie stara, czuję się o wiele
młodsza, niż wskazuje na to moje metryka. I skłamałbym, gdybym powiedziała, że
bez lęku patrzę w przyszłość.
Trudny temat, ale bardzo ważny !
OdpowiedzUsuńtrudny, ważny i jak go ogryźć, żeby nie zrobić krzywdy?
UsuńTrudne tematy, cieżkie rozmowy. Każdego z nas kiedys czekają. MY tematów śmierci jeszcze nie poruszaliśmy.
OdpowiedzUsuńja sama z siebie też nie poruszałam, sama Iga je poruszyła i powiem szczerze, że nie koniecznie byłam psychicznie przygotowana
Usuńobserwujemy? jeśli tak zaobserwuj i napisz u mnie w komentarzu na 100% się odwdzięczę!
OdpowiedzUsuńhttp://hepimiau.blogspot.de/