Miałam dać sobie spokój z plażowymi postami, bo takie popularne, bo takie
na czasie, bo każda blogerka wyciera sobie nimi gębę. Ale nie mogę się
powstrzymać i odmówić sobie tej przyjemności J
Obiecuję, nie będzie ani o gołych dupach, ani o konwenansach, ani tym
bardziej o zgorszeniu.
Piękne, słoneczne przedpołudnie. Mazury, bałagan w domu i jezioro za
lasem. Oczywiście, pakujemy się i sruuuu nad wodę.
Wyjeżdżam stosunkowo wcześnie, gdyż przy naszym kąpielisku nie ma parkingu (a ja już raz pięknie załatwiłam błotnik, zderzak, whatever, w każdym razie coś z przodu i całe szczęście, że istnieją ludzie dobrej, sąsiedzkiej woli i poratowali mnie w kryzysowej sytuacji. DZIĘKUJĘ J ). Dodatkowo moje dzieci uwielbiają w wodzie jedno, pomost. Nie nudzi im się w ogóle: pomost, skok, wdrapywanie się, pomost, skok i tak do bólu. Więc wybieram miejsce (oczywiście moja leniwa natura wygrywa) przy samym pomoście, tzn. oddziela nas kawałek piasku i jakaś linia brzegowa, ale pomost mam na wprost i dzieci na oku. I leże, czytam i maltretuję te biedne plecy, ale dzieci mam pod kontrolą, przynajmniej pozorną.
Wyjeżdżam stosunkowo wcześnie, gdyż przy naszym kąpielisku nie ma parkingu (a ja już raz pięknie załatwiłam błotnik, zderzak, whatever, w każdym razie coś z przodu i całe szczęście, że istnieją ludzie dobrej, sąsiedzkiej woli i poratowali mnie w kryzysowej sytuacji. DZIĘKUJĘ J ). Dodatkowo moje dzieci uwielbiają w wodzie jedno, pomost. Nie nudzi im się w ogóle: pomost, skok, wdrapywanie się, pomost, skok i tak do bólu. Więc wybieram miejsce (oczywiście moja leniwa natura wygrywa) przy samym pomoście, tzn. oddziela nas kawałek piasku i jakaś linia brzegowa, ale pomost mam na wprost i dzieci na oku. I leże, czytam i maltretuję te biedne plecy, ale dzieci mam pod kontrolą, przynajmniej pozorną.
I naglę te błogie chwile przerywa dyktatorski ton, wojskowe komendy i
najzwyczajniej w świecie zamieszanie i
krzyki. Podnoszę głowę, babska ciekawość i widzę: mamunię, babunię i dwie
ciocie, które rozkładają mi się tuż koło głowy. OK., myślę sobie, może mało
miejsca jest na plaży, rozglądam się i nie, wcale nie mało, całe połacie
zieleni zachęcają, by gdziekolwiek rozłożyły swoje legowisko, krzyczące damy.
Ale ja wiem, przyciągam ludzi o wątpliwej reputacji: wariatów, psycholi i
szaleńców. Panie bez najmniejszych skrupułów przesuwają moje rzeczy,
przerzucają klapki, plecak i zabawki, by móc się rozgnieździć. Stwierdziłam, że
nic nie powiem, zaraz jadę, nie będę się awanturowała na plaży. Tak sobie teraz
myślę, że zachęciło je moje boskie ciało, nie znajduję innego wytłumaczenia
tego, że tak bardzo pchały się na mój koc. Odkładam książkę i obserwuję,
uwielbiam to, po stokroć uwielbiam. Gapię się bez żenady!!!
Dzieci, jak to dzieci, widzą wodę, dostają małpiego rozumu, więc nie
zdążył 3-4 latek wejść z mamą na plażę, od razu leci do wody. Na co matka,
głosem tubalnym i nie znoszącym sprzeciwu przywołuje dzieciaka do porządku.
Niestety, syn mając ją w głębokim poważaniu, zamoczył mały palec w prawej
stopie. Matko bosko, myślałam, że ja krzyczę, ale kobieta postawiła do pionu
połowę plażowiczów:
-Krzysztofie*, Krzysztofie, proszę natychmiast wyjść z wody. Natychmiast,
Krzysztofie, mówię do ciebie,
Krzysztofie!!!
I na ratunek dziecku rzuciła się mama i jedna z ciotek. Wyciągnęły
malucha z wody i zaczęły stroić: kapok, rękawki i koło ratunkowe. Chłopiec
niecierpliwie czeka, kiedy będzie mógł wejść do wody, przebiera nóżkami, wyrywa
się.
- Krzysztofie, powtarzam po raz ostatni, jak się nie uspokoisz, nie
wejdziesz do wody. Krzysztofie, czy ty mnie rozumiesz, Krzysztofie? Uspokój się
Krzysztofie!!!
(swoją drogą znienawidziłabym swoje imię, słysząc je dziennie pewnie z
milion razy)
Ale to nie koniec tej historii, bo gdy mam już przyodziała Krzysztofa w
odpowiednie osprzętowanie i puściła go do wody, nie, nie samego, za rękę z
dwiema ciociami. Sama zaczęła ubierać córkę, osprzęt ten sam: kapok, rękawki i
koło ratunkowe. Niestety, dziewczynka, 2-3 latka, w przeciwieństwie do brata,
nie ma w ogóle ochoty wchodzić do wody. Płacze, krzyczy, wyrywa się.
- Katarzyno*, przyjechaliśmy na plażę, więc musisz wejść do wody, mamusia
nauczy cię pływać. Idziemy, Katarzyno do wody!!!
- Nieeeeee, nie chceeeeeeee…
Dziewczynka płacze, zanosi się, zapiera nogami, wyrywa się, ale mama ma
cel: nauczyć dziecko pływać. Teraz gapię się na bezczelna, usiadłam nawet, żeby
wszystko lepiej widzieć. Na kocu została babcia i instruuje Izabelę (matkę), jak
ma trzymać i kierować dzieckiem, by je nauczyć. Izabelę asekuruje oczywiście
druga ciocia. Katarzyna płacze, zachłystuje się wodą. Ale te kobiety zdają się
nawet tego nie zauważać, więc mówię niby do siebie, ale na głos, bo już
normalnie nie wytrzymałam:
- Wrzuć ją kobieto z pomostu do wody, wtedy nie będzie miała innego
wyjścia, nauczy się pływać bankowo!!!
Babcia spojrzała na mnie, jakbym
co najmniej pokazała cycki i jadła dodatkowo kozy z nosa. Skarciła mnie
spojrzeniem, przywołała do rzeczywistości i patrzę, rozglądam się, szukam
wzrokiem moich własnych dzieci. I co widzę. Iga bierze rozpęd z połowy plaży,
wskakuje do wody, na pomost, hop do wody. Przeszczęśliwa, mokra, samodzielna. I
kamień spadł mi z serca, mam szczęśliwe dziecko J
* Imiona celowo zmienione na potrzeby bloga, ale zdradzę tyle, że też
zaczynały się na K.
O matko, to się działo naprawdę?... :O Brak słów!
OdpowiedzUsuńa najlepsze było to, że gapiłam się na nią nie tylko ja, ale inni plażowicze też, a one bez najmniejszych zahamowań, panosiły się, jak u siebie!!!
Usuńhehe :) uśmiałam się... wczoraj moje 23 miesięczne dziecko, które pływać nie umie w samym stroju kąpielowym w jeziorze grało z rodzicami w piłkę, bez kapoka, rękawków, koła ratunkowego.... co myśmy sobie myśleli hehe
OdpowiedzUsuńa ja czułam się, jak wyrodna matka, która 5latce pozwala wchodzić samej do wody, również bez odpowiedniego sprzętu, dobrze, że na pogotowie rodzinne, czy jak mu tam, nie dzwoniła ;)
UsuńJa bym na bank sie odezwala :D
OdpowiedzUsuńNie Ty jedna, o ile ze śmiechu na etapie "Krzysztofa" byłabym w stanie wydobyć z siebie jakieś słowa. ;D
Usuńleżałam z rozdziawioną gębą i gapiłam się, bo stwierdziłam, że jak sie odezwę zburzę im całą harmonię zaplanowanego przedsięwzięcia, no i oczywiście byłam ciekawa, co jeszcze wymyślą :)
UsuńHehheehhe..padłam ;) Z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej micha mi się śmiała ;)
OdpowiedzUsuńU siebie na blogu zrobiłam klasyfikację matek-plażowiczek.. ale tą z Twojej opowieści nawet nie wiem do czego przypisac ;)
ja pewnie skomentowałabym tą sytuacje tak jak Ty, chociaż za pewne na początku bym zwróciła uwagę o nie dotykanie moich rzeczy.
OdpowiedzUsuń