![]() |
źródło: http://pytamy.pl/query,m%C5%82odzie%C5%BC,szukaj.html?smclgnzlticaid=512d47 |
Czy zastanawialiście się kiedyś nad fenomenem „cudzych
dzieci”? A może słyszeliście takie powiedzenie, że dzieci dzielą się na inteligentne,
mądre, super zdolne i cudze.
Moje dziecko jest najpiękniejsze, najzdolniejsze, najmądrzejsze,
najgrzeczniejsze. A do tego zaradne, bystre, ciekawe wszystkiego. Zadaje
najbardziej trafne pytania. Udziela wyłącznie oryginalnych odpowiedzi. Szybko
się uczy. Wyrasta ponad rówieśników. Wie czego chce. Jest czułe. Jest pomocne.
A nawet gdyby nie - na pewno będzie.
A cudze? Albo robią coś lepiej niż nasze, albo są tak wredne
i niegrzeczne, że nie można przejść obok nich obojętnie. O co mi chodzi? A o
to, że we mnie „cudze dzieci” wywołują zawsze mocne uczucia: albo szczere zafascynowanie albo potworną niechęć (zauważyliście ilu słów nacechowanych
emocjonalnie użyłam, żeby podkreślić dramaturgię).
Własne dzieci kochamy, dlatego że są, nie ma konkretnego powodu dla którego je kochamy, więc zupełnie bezinteresownie darzymy je tym wyjątkowym uczuciem, które
pojawia się zaraz po porodzie. A to wszystko dzięki hormonom, z biologicznego punktu
widzenia wytwarzana podczas porodu oksytocyna ma nam pomóc obdarzyć zrodzone z
naszych trzewi dziecię ciepłymi uczuciami.
Tymczasem
cudze, no cóż... Bałaganią, krzyczą, pyskują, nie uczą się, lenią,
przeszkadzają. Irytują!
Na
pewno moje dziecko i ja, jako matka, wywołujemy u innych takie uczucia, jak ich
dzieci i one we mnie, nie mniej jednak z okazji dzisiejszego święta, czuję się
w obowiązku zrzucenia ze swoich bark tego ciężaru. Tak, ciężaru!!! Bo ileż to
można udawać, że zachwycają, kiedy wkurzają, że są urocze, kiedy nie są nawet
ładne, że są mądre, kiedy pieszczą i się ślinią. Powiem jedno, kiedy zachwycam
się dzieckiem, to szczerze, nie potrafię udawać, brać na ręce i beztrosko
podrzucać ku górze, krzycząc przy tym: „jaki cudny bąbelek”.
Mnie
cechuje ogromny krytycyzm, jeśli chodzi o podejście do mojego dziecka, może
momentami jestem oschła, zimna i zbyt często podnoszę głos (nie sądźcie, że na co
dzień mówię stonowanym tonem). Oczywiście Iga nie jest mi dłużna, też potrafi sobie
krzyknąć, żebym się na nią nie „drzarła”. Ale wymagam od niej kultury, grzeczności,
szacunku dla innych, poszanowania ich praw i norm społecznych. Wiem, powiecie „pieprzy
głupoty, żeby uczyć 4-letnie dziecko norm i praw, pfff…” Staram się z nią rozmawiać, ale najważniejsze
jest jednak to, co płynie z góry. Bo wiadomo, że kto nie zdobył „kindersztuby”
w domu, komu obce były dobre maniery, kto z etyką i etykietą nie był za pan
brat, ten będzie, nie oszukujmy się, najzwyczajniejszym w świecie chamem.
![]() |
źródło: http://tustolica.pl/dobre-wychowanie_5102 |
Tymczasem niektórzy rodzice wydają się być przeszczęśliwi, kiedy ich dzieci, nie dają dorosłym
dojść do głosu podczas rozmowy, kiedy przeszkadzają, przekrzykują, wówczas mają
najwięcej, najciekawszych i, rzecz jasna, najmądrzejszych rzeczy do
powiedzenia. Wówczas matka patrzy rozanielona na swego smyka i zerka na mnie, bym potwierdziła to, co ona już wie, bym powiedział, że jej dziecko jest takie elokwentne i na każdy temat podyskutuje. A mnie nóż w kieszeni się rozkłada, a wyobraźnia podpowiada różne krwawe sposoby zakończenia tej męczarni.
Kiedy M. po raz pierwszy zwrócił Idze uwagę, że dorosłym się nie
przeszkadza i jak skończymy rozmowę, to ona zabierze głos – byłam zbulwersowana,
chciałam rzucić się mu do gardła: „jak możesz ograniczać dziecko?? Przecież w
ten sposób zabijasz jej spontaniczność i beztroskę!!!” Ale później sama,
kilkukrotnie byłam świadkiem, kiedy rodzice zupełnie nie reagują, gdy dzieci
zajmują całą przestrzeń (w sensie metaforycznym, oczywiście), bez pardonu przerywają
rodzicom i innym dorosłym, zabierają głos, dyskutują, komentują i najgorsze,
podsłuchują!!!
To jeszcze nic, w
porównaniu z manią kontroli, którą mają dzieci, może zabrzmi cokolwiek brzydko,
ale mam na to wylane. Podczas imprezy, wszyscy goście siedzą na kanapie, zgromadzeni
przy rodzinnym stole, whatever, i nagle dziecko podchodzi do babci: „ty usiądź tu
albo nie, tu!” Babcia grzecznie zmienia miejsce, nagle dziecku odmienia się: „nie,
ty siedź tu, a ty…” i nagle wszystkie głowy uczestników przyjemnego przyjęcia
lądują na klatce piersiowej, żeby nikt nie zauważyła bezgłośnie powtarzanej
modlitwy, o to by dziecko się ode mnie po prostu odpieprzyło!!!
Mój apel w tym szczególnym
dniu, jest do nas, drodzy Rodzice, reagujmy, nie pozwalajmy, pomyślmy o innych.
![]() |
źródło: http://torun.gazeta.pl/torun/1,35576,11837666,Wiele_atrakcji_na_Dzien_Dziecka__Sprawdz__gdzie_ciekawie.html |
Buziaki i miłego
świętowania J
Matko P. dzięki za ten tekst! Mi często scyzoryk się otwiera jak siedzą takie mamuśki na placu zabaw, pykają na komórkach, dziecko mają w d...., mały robi co chce. Matce nawet wstać się nie chce, jak już się ruszy, dziecko dostaje opiernicz- cały plac słucha i wychodzi z placu zabaw. Taki sposób rozmowy i załatwiania problemów.
OdpowiedzUsuńMi zawsze rodzice niańczą syna na placu, ma już 2 lata, jest mega samodzielny, odważny i zwinny, i ciągle ktoś go podnosi jak upadanie, podsadza mimo że tego nie potrzebuje.
A ap ropo zwracania uwagi, ja uczę od niedawna nie mówić za dziecko, nie tłumaczyć, że krzyczy bo zmęczony, że nie spał tyle, że coś tam coś tam. Niech sam odpowiada za własne czyny-w pewnym stopniu.
Btw jestem fanką Twojego stylu pisania. Szczerze.
a ja myślałam, że ten tekst spotka się z krytyką i dlatego cieszę się po stokroć, że został tak dobrze przyjęty, dzięki za miłe słowa. Niedawno szłam z Igą po AK, jedzie kobieta z dzieckiem na rowerze, ok wszystko rozumiem, w końcu wiosna, rower, super sprawa, ale moje nieroztropne dziecko, jedząc loda, weszło pani w drogę, podkreślam, że pani jechała po chodniku, na co ona zaczęła na mnie cmokać i fukać, serio :) więc grzecznie mówię, że mogła zejść z roweru, jadąc koło dziecka, wtedy mi się dostało i tak sobie myślę, że wg tej kobiety, to ja jestem wstrętną matką pozwalającą jeść loda dziecku w czasie spaceru, buuuu
UsuńOj, koleżanko, place zabaw są u mnie tematem nr 1, tam się dzieje!!!! Tematem raczej drażliwym :)
A ja się bałam, czasem obserwując zachowanie dzieciaków i rodziców, że ja swojego za bardzo ustawiam, bo ciągle tylko "Ciszej! Wolniej! Ostrożniej! Nie krzycz! Uważaj" i tak dalej, i tak dalej ;) Pocieszyłaś mnie, że tak nie jest. Szymon właśnie się uczy, że dorosłym się w rozmowie nie przeszkadza lub przerywa się kulturalnym "przepraszam", coraz lepiej mu to wychodzi;)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym co napisałaś! Ręką, nogą i czym tam jeszcze chcesz - tak bardzo zgadzam się z Tobą :)
OdpowiedzUsuńWiecie, co a ja myślałam, że jestem nienormalna, że w ten sposób podchodzę do innych dzieci i kwestii wychowania innych rodziców, ale ten test chodził za mną dobrych parę tygodni, tzn. same spostrzeżenia od początku macierzyństwa. I myślałam, że ba, nawet byłam pewna, że spota się on (tzn tekst) z Waszą krytyką, a tu takie miłę zaskoczenie. Dzięki, kamień spadł m i z serca :)
OdpowiedzUsuńJa czasem patrząc na cudze dzieci mam wrażenie, że ludziom się całkowicie pomyliło "bezstresowe wychowywanie" z "brakiem wychowywania".
OdpowiedzUsuńdokładnie!!!
UsuńPo tym tekście przypomniała mi się jedna sytuacja. Dawno temu mojej koleżance urodził się syn. W miarę upływu czasu słyszałam same ochy i achy ... Jaki mądry, rezolutny , wrażliwy, opiekuńczy, jak zadaje mądre pytania i jeszcze więcej mądrych odpowiedzi potrafi udzielać. Tak się złożyło że mamy synów w tym samym wieku. Kiedyś spotkaliśmy się. Z rzeczywistością zderzyłam się jak z betonową scianą :-) dziecko żądające, nieznoszące sprzeciwu, rozbiegane , rozkrzyczane... Każda czynności była gonitwą matki za mającym jej słowa w poważaniu, dzieckiem :-)
OdpowiedzUsuńTa krótka lekcja nauczyła mnie doceniać swoje dziecko, wierzyć w to, że model wychowywania dzieci jaki przyjęliśmy jest słuszny.
Moje Młode mogą a nawet są zachęcane do wyrażania swojego zdania ale nie przerywają dorosłym. Mogą okazywać złość, frustrację i zły humor ale nie sprawiając przykrości, bólu innym. Wiedzą że brykać , skakać i szaleć mogą do utraty tchu na podwórku a nie w sklepie między półkami.
Równowaga. To słowo klucz według mnie. I obiektywna ocena sytuacji. Tego należałoby życzyć wszystkim mamo :-)
dokładnie o to mi chodziło, równowaga i złoty środek, a przede wszystkim kultura bycia :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń