Dzięki dobrym sąsiadom, życie staje się o wiele łatwiejsze, gdy trzeba coś pożyczyć, podrzucić dziecko, czy wyjść na ploty. Niby nudny, niespecjalnie zapowiadający się wieczór, dzięki sąsiedzkiej inwencji i interwencji, może zmienić się w coś naprawdę fajnego, ciekawego albo zwyczajnie zwyczajnego.
Najlepsze w sąsiedztwie są krawężniki. Niestety, wyrośliśmy już z etapu trzepaków i trzeba było gdzieś się ulokować. A gdzie lepiej spędzać letnie, wakacyjne wieczory niż z sąsiadkami na krawężniku, którym? Zupełnie nieważne. Bez umawiania się, bez dzwonienia, bez wpisywania się w kalendarz na następny tydzień, miesiąc czy kwartał. Wystarczy wyjść, rozejrzeć się i już jest, atmosfera, którą powinni sprzedawać w informatorach turystycznych. Jest sielsko, anielsko, swojsko i raźnie, bo w kupie zawsze raźniej. Gdy dziecko zaginie gdzieś w akcji, wiem, że jest pod czujnym okiem sąsiedzkiej braci. Nakarmione, napojone i bezpieczne.
I fajna jest ta świadomość, że są ludzie, którzy pomagają
sobie zupełnie bezinteresownie, że dzieci uwielbiają spędzać ze sobą czas,
niczym nieograniczone.
Nie mieszkamy w bloku, na osiedlu strzeżonym, gdzie na
pięknie przystrzyżonych trawnikach, zadbanych placach zabawach, na wygodnych ławkach siedzą znudzone matki
(przecież pranie niewstawione, ziemniaki nieobrane, serial w TV akurat się
kończy), my puszczamy dzieci samopas, „Bóg dał, ulica wychowa” J i my, matki z domków, mamy czas dla siebie,
bo nikt nie lata za dzieckiem i nie stoi nad nim w piaskownicy, nawet na
rowerach jeżdżą sami.
Dumna jestem z tego, że nasze dzieci, nie ważne czy znają
czy nie znają, krzyczą do wszystkich „dzień dobry”, wchodząc do sklepu witają
się z Panią G., (obcych omijają szerokim łukiem, bo wbijamy im do głowy, że
zbytnie spoufalanie się, może być niebezpieczne). Jednak ostatnio wyjątkowo
często można zaobserwować, że coraz więcej ludzi nie mówi nikomu „dzień
dobry". Nie oznacza to, że zapominają czy też nie zauważają swoich
sąsiadów, sprzedawców w sklepie lub ludzi w windzie. Coraz większej ilości osób
po prostu nie zależy na wzajemnych uprzejmościach, a zwykłe „dzień dobry"
oznacza dla nich zbyt duży wysiłek. Na mojej ulicy wszyscy krzyczą z daleka
uprzejme „dzień dobry”, witają się z ciociami, a ciocie przesiadują na
krawężniku.
Czyli czas krawężnikowych cioć, niedługo uznamy za otwarty J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz