„Szantaż dziecka jest poważnym błędem wychowawczym, który
wywołuje w dziecku poczucie winy, złość i żal do otoczenia, a także negatywnie
wpływa na jego rozwój.”
Chciałam napisać coś mądrego, kilka dni chodził mi po głowie tekst o szantażujących rodzicach
i rodzicach szantażowanych. Ale jak się okazuje mam marną wiedzę na ten temat
(czytaj: nie wiem nic, jak się okazuje!!!). Bo szantaż jest błędem
wychowawczym, wykroczeniem poza rodzicielską władzę, w końcu jest przemocą,
słowną. I się zawstydziłam!!! I głupio mi potwornie, bo nieświadomie krzywdzę
moje dziecko, czuję się jak członek NKWD albo gestapowiec. Żółcią odbija mi się
na samą myśl, że jestem wyrodną matką. Nie oszukujmy się, szantaż stosujemy na
każdym kroku.
- Jak przyczepisz półkę, zrobię obiad.
- Jak wyniesiesz śmieci, upiorę ci majtki.
Standardowe sytuacje, a taki, czy podobny szantaż stosowany
jest stosunkowo często. I przez takie głupie, codzienne przepychanki słowne
moje dziecko będzie miało zaniżone poczucie własnej wartości?
A czy szantażując swoje dziecko, jestem pozbawiona empatii,
miłości i podstawowej wiedzy na temat wychowania? Tak, odpowiadają
psychologowie. A czy mówiąc do dziecka:
- Nałóż kurtkę, bo pójdziesz do domu!!! Liczę do trzech:
raz, dwa…
stosuję szantaż i przemoc, czy jest to już zastraszanie? To,
co mi wydawało się maleńkim wykroczeniem, na rzecz spokoju i dopięcia swego,
okazuje się przewinieniem, najgorszym z najgorszych!!!
Dlaczego nazywamy to szantażem, a nie negocjacjami. Bo ja
mam wrażenie, że ja z dzieckiem negocjuję, rozważam za i przeciw, ona również,
rzadko kiedy dochodzimy do porozumienia. Ale w związku z tym toczy się ożywiona
dyskusja, wówczas przerzucamy się, najlepszymi, według nas, sposobami wyjścia z
impasu.
Mam wrażenie, że szantaż to duże i brzydkie słowo, przecież
nie mówimy do dziecka:
- Zjedź owsiankę, bo inaczej skończysz w betonowych
trampkach.
- Posprzątaj pokój, bo będziesz wąchał kwiatki od spodu.
- Umyj ręce, bo dostaniesz śniętą rybę, we wczorajszej
gazecie.
Nie jestem Vito Corleone, ale zna się te teksty, co??
Przecież czym innym jest szantaż na cukierka czy nową
zabawkę, a czym innym straszenie złym panem czy klapsem albo laniem. To
pierwsze można nazwać negocjacjami, ale już to drugie to zastraszanie, w
czystej postaci. Nikt z nas nie krzywdzi przecież swojego dziecka naumyślnie,
specjalnie. A wymuszenie raz czy dwa malutkim szantażykiem na dziecku
grzeczności czy zjedzenia surówki, nie jest chyba nadużyciem?
Podobno szantaż daję namiastkę stwarzania fałszywej,
złudnej rzeczywistości, którą my rodzice budujemy, rzecz jasna na własne
potrzeby, dziecku. Szantaż jest kłamstwem, obłudą, oszustwem. Jest przemocą, a
przecież ja przemocą się brzydzę.
Teraz mamy już wytłumaczenie, dlaczego dzieci nas
szantażują?
- Jak mi nie dasz na chipsy, przestanę cię kochać!
- Jak nie włączysz mi bajki, znajdę sobie inną matkę!
Powielają wzorce, wynoszone z domu. Jaka góra, taka górka.
Jaka matka, taka córka!
całe szczęście, że M. zrobił już te sznury, bo wyglądają szkaradnie! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz